piątek, 5 grudnia 2008

O miłości dziecięco-kociej.



Nie wiem czy już kiedyś tu pisałam (chyba tak!), że mamy śliczną kotkę Lulu. Helenka darzy ją wielką miłością, graniczącą wręcz z obsesją. Największym marzeniem córci jest złapanie i dokładne wygłaskanie Lulu. Co oczywiście nie musi być wcale największym marzeniem Lulu :)

Helenka potrafi godzinę biegać za kotem po całym domu - byle tylko dotknąć choć ogonka albo zostać posmyraną wąsem. W stronę kotka wysyłane są głośne buziaki, kiedyś nawet Helenka podarowała Lulu swoją ukochaną szczoteczkę do zębów :D

Ostatnio ciągle wczołguje się pod stół gdzie stoi koci koszyk i zagląda czy Lulu tam jest. A jeśli jest - wtedy następuje wybuch radości i długa dyskusja połączona z gromkimi okrzykami "kotek" i "kici-kici" (oczywiście w "heleńskiej" odmianie ;)

Ale wiecie co? Wcale nie jest tak, że Lulu nie lubi Helenki. Wręcz przeciwnie! Kiedy karmię córcię piersią, Lulu przychodzi, kładzie się na moich kolanach, a Helenka ją głaszcze. I Lulu wtedy mruczy i burczy i wydaje z siebie wszystkie możliwe kocie zadowolone dźwięki...

Mała miłośniczka kotków wygląda tak (mam nadzieję, że widać wzór na koszulce! Ciociu Aniu, bardzo dziękujemy!):



A tu obiekt jej westchnień:



I pełnia szczęścia (u Helenki na 100 %):



A to już Lulu w całej swojej krasie ( w tle nieodłączna H.):





Brak komentarzy: