wtorek, 30 marca 2010

O tym, że mama też może!

Hurrrrrrrraaaaaaaaa! Udało się! Dobiegłam! I to szybko :D Ukończyłam półmaraton z czasem 2 godziny i 2 minuty!

Jestem z siebie dumna, bo na przygotowania nie miałam zbyt wiele czasu. Chciałam pokazać sobie i innym, że mama też może! Że życie po urodzeniu dziecka może być równie atrakcyjne jak przed, że jak się uprzesz, to znajdziesz czas na swoje hobby :)

Helenka spędzała niedzielne przedpołudnie w towarzystwie cioci Ani - mojej koleżanki ze studiów. Podobno była grzeczna, wybawiła się na placu zabaw, poopowiadała swoje mądrości, jednym słowem - cud, miód. Oczywiście Helenka, nie Ania :D :D:D Ania sprawiła się w roli ciocio-niani idealnie, jak zwykle (kiedy wyjeżdżamy gdzieś na dłużej Ania opiekuje się naszą kotką Lulu). A ja, wiedząc, że Helenka jest w dobrych rękach mogłam spokojnie oddać się błogiemu ;) bieganiu.

Impreza była bardzo fajna, cele, jakie sobie postawiłam - osiągnęłam. Już myślę o przyszłorocznym wyniku ;)

A poniżej ja z Helenką w minioną sobotę.



Dwa dni temu wyciągnęliśmy z piwnicy Helenki rowerek. Taki specjalny, bez pedałów, do nauki jeżdżenia. Na razie Helenka odpycha się na stojąco i za nic nie chce pojąć, że należy usiąść, żeby jechać. No nic, trening czyni mistrza! :)


sobota, 27 marca 2010

O jutrzejszym wyzwaniu i o tym, że święta już blisko!

Jak zwykle na weekend pogoda się popsuła :( Daję jej jeszcze szansę na do jutra - bo jutro mój wielki (oby ;) dzień! Pierwszy w życiu półmaraton! Proszę trzymać kciuki, żebym te 21 kilometrów JAKOŚ przebiegła :D

A w święta czeka nas cała moc atrakcji!!! Jedziemy do Katowic, gdzie spotkamy się z ukochaną ciocią "Monią". Już nie mogę się doczekać. O ile pogoda dopisze mamy w planach i Zoo, i spacery, i może nawet planetarium? A już na pewno przejażdżki tramwajami :D No i podobno pod samym blokiem jest nowoczesny, świetny plac zabaw!

Niech ta wiosna nie będzie taka grymaśna!

środa, 24 marca 2010

O tym, jak jest nam fajnie.

Jest nam fajnie, bo w końcu przyszła wiosna. Taka prawdziwa, ciepła i słoneczna. Helenka poszła dziś do przedszkola w swoim nowym płaszczyku od cioci Ani - pięknym, zielonym w białe grochy. No cudo, po prostu!!! Szukamy do kompletu białego beretu :)

Jest nam fajnie, bo znów urządziłyśmy sobie wielką wyprawę do centrum. Były i spacery po Chmielnej i zupa z soczewicy w Green Wayu, i przejażdżki tramwajem, i wieczorna Warszawa i MY.

Jest nam fajnie, bo spacerujemy sobie za rękę, uśmiechamy się do siebie i cieszymy się sobą nawzajem.

Jest nam fajnie, bo udało mi się dostać na serwer urzędu edukacji, wypełniłam wniosek i WIERZĘ, że od września Helenka pójdzie do państwowego przedszkola tuż obok naszego bloku.

Jest nam fajnie, bo mamy siebie. I już :)

piątek, 19 marca 2010

O przedwiosennej stylizacji.

W ostatnią niedzielę odwiedziłyśmy na chwilkę mój sklep. Helenka wypatrzyła na wieszaku kurtkę dla siebie i zażyczyła sobie ją przymierzyć. Potem oglądała czapki, szaliki i rękawiczki komentując: "to pasiuje, to nie pasiuje, to pasiuje..." W końcu wybrała. Efekt poniżej:









Miny niezbyt inteligentne z powodu bułki z "jodzinkami" znajdującej się w buzi :)

Ps. Niestety, po wrzuceniu zdjęć zauważyłam jak bardzo mój aparat przekłamuje koloru. Kurteczka jest matowa, w kolorze blado-brudno-różowym. Bardzo ładna, a na zdjęciach wygląda trochę tandetnie :(

czwartek, 18 marca 2010

O tym, co porusza duszę.



Jakiś czas temu poznałam A., u siebie w sklepie. Kompletowała wyprawkę dla swojego synka. I czekała, kiedy w końcu będzie mogła zabrać go do domu i stać się Jego Mamą. Bo jej synek urodził się cztery miesiące temu, gdzieś w świecie, kobiecie, która nie chciała być jego matką. A A. i jej mąż czekali na niego, wypatrywali go i w końcu, w niedzielę mogli przywieźć go do Domu. Wczoraj przyniosła mi książkę Katarzyny Kotowskiej "Wieża z klocków".

Dziś siedzę w sklepie, czytam i łzy same mi lecą. Jestem na siebie i na nie zła. Tanie wzruszenia, które nic nie zmienią. Łatwo jest płakać i nic nie robić.

Fragment książki:

Wieczorem każde z dzieci ląduje za szczebelkami swojego łóżka jak w klatce i dostaje przytulankę. Co wieczór inną, nie ma własnej. Potem gaśnie światło. Jeśli ktoś marudzi albo płacze, pani gwałtownie klaszcze, żeby było cicho. Piotrek już ponad dwa lata jest z nami. Nie ma ulubionej przytulanki - tej jednej, jedynej (...). Straszliwie boi się niespodziewanego, głośnego klaśnięcia.

wtorek, 16 marca 2010

O nowej świeckiej tradycji.

Helenka już zdrowa (gila nie liczę, bo to chyba constans jeśli się chodzi do przedszkola). Wiosny, jak nie było, tak nie ma (na pocieszenie zamiast wiosny mam od wczoraj nową fryzurę - a co!). Helenka ostatnio zrobiła się bardzo na mnie zachłanna. Wciąż odkrywam na nowo to, że mimo taka już DUŻA, to nadal jest taka malutka - potrzebująca czasem ponoszenia na rękach, bardzo często przytulenia i zawsze 100 procent mojej uwagi i zainteresowania. Przylepka się z niej zrobiła ostatnimi czasy, może te dlatego, że ostatnio często wychodziłam po południu?

Mamy nową świecką tradycję :) Ja i ona, w niedzielne przedpołudnia wyruszamy w miasto! :) W ostatnią niedzielę wybrałyśmy się centrum, spacerowałyśmy opustoszałymi ulicami śródmieścia (niewielu jest chętnych do spacerów w niedzielę o 10), opowiadałyśmy sobie różne rzeczy. W oczekiwaniu na otwarcie księgarni, w której miałyśmy kupić cioci Moni zamówioną książkę, poszłyśmy do kawiarni. Helenka na "rurę" (bez kremu ;), ja - na kawkę (z mlekiem ;) Po uczcie dla ciała, była uczta dla ducha w w.w. księgarni, gdzie wszystko jest tanie i jeszcze tańsze :) Helenka dostała Franklina, ciocia Monia to, co chciała, a ja wypatrzyłam dla siebie tomik mojego ukochanego Sarajlicia.

A potem odbył się gwóźdź programu: przejażdżka tramwajem! :D :D :D

Do dziś to przeżywamy i o tym rozmawiamy :) A główne pytanie zadawane dziesiątki razy dziennie brzmi: "Mamo, a jakie koła ma tramwaj????" :D :D :D

czwartek, 4 marca 2010

O tym, o czym nie chce mi się już pisać, o wielkiej wyprawie i marzeniu przed snem.


Jak myślicie? O czym nie chce się pisać mamie, która rozkręca swoją firmę? O tym, że jej dziecko ZNÓW jest chore!!!! W poniedziałek Helenka zaczęła kaszleć i "katarzyć", poszłyśmy do pediatry i oczywiście okazało się, że musimy zostać w domu do końca tygodnia (tym bardziej, że wieczorami ma gorączkę)! Jako, że S. może wziąć zwolnienie dopiero jutro, to ja musiałam zamknąć sklep na cztery spusty, powiesić kartkę z napisem "zamknięte" i zamknąć się z Helenką w domu. Miły początek marca :( Najgorsze jest to, że ostatnio chorujemy raz w miesiącu, co miesiąc! Mam nadzieję, że wiosną już tak nie będzie. No więc od wtorku jesteśmy w domu - układamy misie, budujemy z klocków zagrodę dla kozy, czytamy książeczki o Franklinie i bawimy się nowym wózkiem.

Nowy wózek Helenka dostała od babci L. z okazji imienin numer 1 (ja obchodzę imieniny Helenki w maju, babcia L. - w marcu). Wózek jest przepiękny i Helenka po prostu oszalała na jego punkcie. Mi też się podoba, bo w końcu coś NIE różowego ;)





W zeszłą niedzielę wybrałyśmy się na Wielką Wyprawę do Łazienek (bez wózka!). Pojechałyśmy autobusem, a potem spacerowałyśmy :) Helenka była bardzo dzielna i na swoich małych nóżkach przeszła naprawdę daleko, nie niosłam jej ani chwileczkę, raźnie maszerowała. Niech już będzie wiosna, zielona trawa i niedzielne koncerty!!!

A któregoś wieczoru przed snem, mówię do Helenki:
- Dałam Ci dziś nową, pachnącą pościel i mięciutką poduszeczkę. Na pewno przyśni Ci się coś miłego.
Ona patrzy na mnie z rozmarzeniem w oczach i mówi:
- Ciocia Monia.

:D :D :D