czwartek, 7 maja 2009

O tym, że w czasie deszczu dzieci się nudzą (a ich matki dostają szału ;)

Ach... Wczorajszy dzień trudno zaliczyć do udanych. Z powodu deszczu udało nam się wyjść tylko przedpołudniem, a potem byłyśmy uziemione w domu. Gdyby nie to, że Helenka jest teraz w fazie nienawiści do foli przeciwdeszczowej zakładanej na wózek, to nie byłoby problemu. Ale założyć jej nie da, więc problem jest. Mimo, że jestem zwolenniczką hartowania dzieci, to akurat siedzenie i moknięcie na deszczu uważam za niezbyt dobry na to sposób. W związku z tym wyjść nie mogłyśmy. Helenkę roznosiła energia i ogólne niezadowolenie z zamknięcia. Aby dać im upust urządziła kilka scen histerii, potłukła mój ulubiony kubek i talerz (taki normalny, nie ulubiony), wylała na podłogę ćwierć litra wody i co chwilę próbowała wyprowadzić mnie z równowagi. Prawie jej się to udało :))) Ile razy z rozrzewnieniem wspominałam cudowne, spokojne chwile mojego życia, kiedy jej jeszcze nie było, nie zliczę - taka ze mnie wyrodna matka ;) I oczywiście, jak zwykle w takich sytuacjach, obiecałam sobie, że od poniedziałku idzie do żłobka, a jak jadę na długie, samotne wczasy :D:D:D Wszystko przeszło mi w trakcie wieczornego karmienia i usypiania. Jakoś tak zeszło ze mnie. Ach, ta trudna matczyna miłość ;)

Na szczęście dziś już nie pada!!! Ale żeby uspokoić swoje skołatane nerwy postanowiłam, że dziś pojedziemy do Stu Pociech. Byłyśmy na czytankach, a potem siedziałyśmy sobie w kafejce. I nawet udało mi się dowieść Helenkę do domu i nie zasnęła po drodze. Teraz śpi, a ja mam czas dla siebie. Halllelujjjjaaaaaa!!! :D

Poznałam dziś Dorotę, mamę trzytygodniowego Franka. Rozmawiając z nią, widziałam siebie sprzed półtora roku. Pierwsze dziecko, mąż w pracy, bez nikogo z rodziny - zmęczona, zagubiona z milionem pytań bez odpowiedzi. Niemająca czasu ani siły żeby się cieszyć z maleństwa. Wiecznie niewyspana, niepewna siebie, rozpamiętująca poród, który miał być inny. Trzymam za nią kciuki i mam nadzieję, że choć w jakimś mikro procencie będę mogła jej pomóc. Kobiety muszą sobie pomagać. Wierzę w to z całego serca.

4 komentarze:

irina pisze...

amen:)mnie pomaga czytanie kobiecych blogow.o Helence czytam od poczatku, a od 5 miesiecy sama jestem mamą.swietnie rozumiem co czuje ta swiezo upieczona mama i trzymam za nia kcuki - ja tez, z mezem, jestem sama z malutka w wielkim miescie; my kobiety mamy w sobie niesamowite poklady sily, a dziecko nie pozwala na zalamanie sie i wszystko wynagradza:)

Anonimowy pisze...

Nawet nie myśl o tym jak jej nie było.bylo beznadziejnie a teraz jest najcudowniej na swiecie:).trzeba było chociaż pochodzić po schodach na klatce. tez pomaga!.znam to z autopsji:)za 18 dni wczasy i będzie słońce:)całusy

C_L pisze...

PRZED H. była nicość, bezsens i życie bez celu ;P

my wczoraj byliśmy w nadkerfurrrowym smyku - są koniki bujane, kosiarki, piłki, taczki. Tyyyyyle zabawek do wpróbowania ;D to nasze koło ratunkowe!

Anonimowy pisze...

:) Nie martw sie Moja Droga, ciocia Ania kupi jej farbki i wtedy bedziesz wspominac, jak to cudownie bylo, gdy Helena wylewala wode na podloge.. :D
Pozdrawiam i trzymaj sie mocno :)