środa, 29 kwietnia 2009

O "siedzeniu" z dzieckiem w domu.


Kiedy słyszę lub czytam tekst o kimś, że "siedzi z dzieckiem w domu" od razu się jeżę. Nie znoszę tego zwrotu i uważam, że ktoś może go używać tylko ktoś, kto nigdy nie zajmował się małym dzieckiem, albo kto zajmował się nim przy pomocy pilota od (włączonego) telewizora. Nie wiem kto wymyślił to stwierdzenie, ale obawiam się, że jakiś mężczyzna. Ja zawsze, kiedy ktoś tak mówi w stosunku do mnie protestuję. Bo ja WCALE ale to WCALE "nie siedzę w dzieckiem w domu"!!! Siedzenie młoda matka zna tylko ze słyszenia. Praktykuje je tylko kiedy karmi dziecko. Ja do trzeciego miesiąca życia córci głownie ją nosiłam, potem głównie pchałam (wózek), a teraz głównie biegam (za nią). Siedzenia w tym jak na lekarstwo ;) Pomijając już samo siedzenie, to w domu też za dużo nas nie ma (oprócz czasu na jedzenie i spanie). Tyle wokół się dzieje, tyle jest do obejrzenia, do opowiedzenia i do odkrycia, że przebywanie w domu jakoś nas nie pociąga. Spacerujemy, jeździmy, odwiedzamy i poznajemy - a zamiast tego miałybyśmy siedzieć w domu?! Dzięki Helence odkrywam tyle nowych miejsc, dzięki niej znów poczułam tą dziecięcą ciekawość, dzięki niej znów tak bardzo mi się CHCE! I wcale nie czuję się jak "kura domowa siedząca z dzieckiem w domu"! O nie! Jestem przewodnikiem, wędrowcem, odkrywcą, nauczycielem i towarzyszem podróży w jednym. I nie żałuję ani jednego dnia, ani jednej godziny, ani jednej minuty spędzonej z Heleną. I jestem szczęśliwa, że mogę z nią być. Na cały etat z nadgodzinami.


A poniżej najnowsze zdjęcia z placu zabaw.

Trzy pierwsze ujęcia mogą zmrozić krew w żyłach - kiedy pierwszy raz to zobaczyłam, o mało nie padłam trupem ;)

Helenka wspinająca się po schodach:







A tu już spokojny zjazd rurą. Technika brzuszna tyłem (nogi najpierw, reszta potem, na brzuchu ;)









Ćwiczenia na równoważni:



I przejście przez przeszkody:



Czyjś śliczny rowerek...



... i równie piękny jeździk:



Miłego dnia :)