niedziela, 26 kwietnia 2009

O weekendzie pełnym wrażeń.


Za nami weekend pełen wrażeń. Postanowiłam po tygodniu spędzonym przede wszystkim na placu zabaw ruszyć z Heleną w miasto i zaznać nieco innych atrakcji :)

W sobotnie przedpołudnie wybrałyśmy więc do Królikarni na piknik rodzinny. Do udziału w nim udało mi się namówić kilkoro "dzieciatych" znajomych (pozdrawiam wszystkich serdecznie!) w związku z tym na miejscu czekała już na nas wesoła gromadka ;)

Zwiedziłyśmy z Helenką okolice pałacu, podziwiając panoramę rozpościerającą się z jego dziedzińca:









Potem weszłyśmy do głównej atrakcji tego dnia, czyli labiryntu kreatywności. Oto, co piszą o nim organizatorzy imprezy:

Labirynt Kreatywności jest wypełnioną powietrzem strukturą połączonych pomieszczeń wykonanych z kolorowych materiałów. Pod wpływem światła słonecznego, przestrzenie zamieniają się w kolorowy labirynt. Przebywając wewnątrz tego magicznego miejsca można doświadczyć niezwykłych przeżyć. Dzięki przestrzeniom niepodobnym do żadnych innych istniejących w naturze, dzięki kolorom przenikającym wydawałoby się wszystko, przebywanie w labiryncie pobudza wrażliwość na kolor i dźwięki, „poszerza” naszą zdolność kreatywności.

Rzeczywiście, kolory były niesamowite! I sam efekt poruszania się pomiędzy poszczególnymi częściami labiryntu przyprawiał o niezapomniane wrażenia. Mi najbardziej podobała się żółta część - czułam się jak wewnątrz jajka :) Helenka od początku, zanim jeszcze weszłyśmy była niezbyt przychylnie nastawiona do tego pomysłu. Sama nie wiem - może było za dużo ludzi, może nagle zaczęło się zbyt dużo dziać, a może po prostu była już śpiąca. W każdym bądź razie nie chciała zejść mi z rąk, nie uśmiechała się. Nie podobało jej się, krótko mówiąc. Byłam w rozterce, bo z jednej strony chcę żeby doświadczała różnych wrażeń, żeby widziała i poznawała jak najwięcej się da, ale z drugiej - nie wiedziałam, jak zareaguje w środku. Mimo wszystko postanowiłam, że wchodzimy (tym bardziej, że najpierw musiałyśmy odstać swoje w kolejce). Helenka zdania nie zmieniła i całe nasze zwiedzanie tunelu spędziła na moich rękach. Zdjęcie dała sobie zrobić jedno, ale proszę, z taką oto miną:



Potem, po wyjściu, było już nieco lepiej, bo obok było dużo dzieci (i niektóre z nich miały rowerki!). Oglądała rówieśników i "bębenki", ale ukochanej lali nie wypuszczała z garści:





Kiedy włożyłam ją do wózka i poszłam na spacer po pobliskim parku, od razu zasnęła. Myślę, że jej smutna mina i brak uśmiechu był spowodowany tym, że w czasie kiedy oglądałyśmy wszystkie atrakcje zazwyczaj córcia już dawno śpi. Bo jak tylko się wyspała i otworzyła oczy, to od razu wstąpił w nią dobry humor i energia :) Biegała i śmiała się od ucha do ucha :)

A wczoraj o 10 pojechałyśmy do Instytutu Teatralnego na Teatranki Zajęcia prowadzone były przez dwoje artystów - którzy grali na afrykańskich instrumentach (pan), opowiadali bajki, tańczyli (pani) i śpiewali (obydwoje;). Wszystko poprowadzone świetnie, profesjonalnie, z wyczuciem i uśmiechem! Tematyką całego spotkania były zwierzęta z dżungli. Dzieci tworzyły to "przedstawienie" razem z artystami: śpiewały, grały na instrumentach, zgadywały różne zagadki. Było cudownie!!! W nagrodę za odgadniętą zagadkę, czy inne wykonane zadanie pani dawała dzieciom ze swej magicznej szkatułki nagrodę - żelkę :) Helenka do wieczora opowiadała mi i S. że pani dała jej "mmmmmmm am, am" (czyli coś pysznego) :D Córcia na początku była trochę nieśmiała, nie chciała zejść z moich kolan, ale z biegiem czasu coraz lepiej się bawiła. A po przedstawieniu dzieci zostały zaproszone do sali obok, żeby namalować egzotyczne ptaki. Helenka (ubrana w piękną białą bluzeczkę ;) była wniebowzięta dzierżąc po raz pierwszy w dłoni pędzelek z farbą. Stworzyła swoje pierwsze w życiu dzieło malarskie. Oto genialne malowidło Heleny S. lat 1 i prawie pół:







Córcia jest w nim zakochana! Wciąż je oglądamy i opowiadamy sobie jak doszło do spłodzenia tak wspaniałej rzeczy :) Ciągle dyskutujemy na techniką kolażu, wykorzystanymi elementami o pięknymi odbiciami małych rączek :)))

Podsumowując: to chyba najlepsze zajęcia dla dzieci, na których do tej pory byłyśmy (mimo, że chodzimy tu i tam i zawsze nam się podoba). Zakochałam się zarówno w Teatrankach jak i w samym Instytucie (przyjazny dzieciom, tuż obok Łazienek, miła kawiarnia i ciekawe wystawy!). Na pewno będziemy chodzić regularnie, do czego zachęcam wszystkich! Tylko uwaga - chętnych nie brakuje, trzeba zapisywać się z wyprzedzeniem!

P.s. A dziś, od samego rana w Warszawie świeci słońce i jest cieplutko (termometr na północnym oknie pokazuje 21 C). Kwitnie czereśnia pod naszym blokiem. Wiosna!

1 komentarz:

anuszka_dst pisze...

Artystka!!! Wspaniale spędzacie czas moje Dziewuszki:))) Pozdrawiam z zalanego słońcem D.Ś:)