wtorek, 24 marca 2009

O tym, że "wszystko ma swój czas".


Ostatnio wciąż chodzą mi po głowie te słowa: wszystko ma swój czas... Dziś wieczorem, już po raz kolejny przydarzyło się coś, w co jeszcze do niedawna bym nie uwierzyła. Po kąpieli, jak zwykle, dałam Helence cycusia, przytuliłam ją, dałam całusa i położyłam do jej łóżeczka (niestety nadal ze smoczkiem). I wyszłam z pokoju. A ona zasnęła. Sama! Bez płaczu, bez wołania! Przytuliła swoją żabę i zasnęła!!!

Po raz kolejny przekonuję się, że nie ma sensu robić nic na siłę. Że trzeba wsłuchiwać się w rytm dziecka, w jego potrzeby i w siebie. Już tyle małych-wielkich sukcesów za nami. Bez stosowania książkowych metod, a tylko przy pomocy cierpliwości. Coraz pewnie czuję się w roli mamy, bo coraz lepiej znam moje dziecko i siebie.

Ale mimo wszystko, chyba z powodu tej okropnej pogody za oknem mam znów doła pod tytułem "ja chcę do pracy i do LUDZI!!!". Jakby w odpowiedzi na to dostałam dziś maila od koleżanki z takimi oto słowami (i od razu mi lepiej):

"Oczywiście wiadomo, że czasem tęskni się za światem dorosłych i ma się dość oglądania świata przez pryzmat dziecka, ale powiem Ci, że z perspektywy czasu, nawet gdy jest się z takim maluchem na maksa, bez żadnych opiekunek (tak jak Ty czy ja) to później i tak żałujesz, że ten czas był taki krótki..."

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja też tak sądzę chociaż synek ma 1,10m-cy chciałabym żeby jak najdłużej był taki...zaskakujący,malutki,ktoś kto daje Ci wiele radości, nadziei i siły...mimo chwil zwątpienia...Małemu człowiekowi trzeba oddać siebie i brać to co nam daje Pozrawiam Was gorąco

Anonimowy pisze...

,,zwątpienia" czyt.zmęczenia

Anonimowy pisze...

Dobrze że wkleiłas ten cytat z emaila ;-) Potrzebny mi na dziś :)