piątek, 23 stycznia 2009

O polowaniu na pawie i zamiłowaniu do wspinaczki.

Za nami dni pełne wrażeń. Po pierwsze: znów nie udało się zaszczepić Helenki, bo najpierw ja padłam złożona gorączką, a zaraz potem córcia dostała kataru. Na razie czekamy więc aż przejdzie (i mamy nadzieję, że przejdzie do wiosny).

Po drugie: w niedzielę byliśmy we trójkę u naszych znajomych i dostałam od nich książkę "Jak mówić żeby dzieci nas słychały i ...", która być może będzie lekarstwem na moje stresy dotyczące tego, że Helena mnie nie słucha. Na razie zdążyłam przeczytać jedynie jeden rozdział i książka wydaje się być naprawdę warta polecenia, co też czynię!

Po trzecie: byłyśmy dziś na trzeciej i ostatniej już kontroli u pani ortopedy. Pani doktor kazała rozebrać Helenkę tak, żeby była na boso i przejść jej od drzwi do okna. Helena pokonała tą trasę lotem błyskawicy, bo na parapecie okna usadowione były zabawki - obce :D więc atrakcyjne (bo te domowe to same nudy ;). Z nóżkami Helenki wszystko w porządku, dostałyśmy instrukcje co do rodzajów obuwia, które należy kupować i już było po wizycie. Poszłyśmy sobie na spacer do Łazienek, gdzie Helenka doszła do wniosku, że nie ma zamiaru ani siedzieć, ani tym bardziej spać w wózku. Cóż było robić? Jedną ręką pchałam więc wózek, a drugą dzierżyłam zadowoloną "końcówkę" córeczki :D Radość z wolności była wielka! Trzeba było widzieć jej wielkie oczy na widok wspaniałości parkowego świata. Najpierw, bardzo dokładnie, przyglądałyśmy się jak pewna dziewczynka karmiła z ręki sikorki (a ona przylatywały, siadały jej na dłoni i dziobały ziarenka!), potem Helenka donośnym głosem komentowała szalejące po alejkach wiewiórki, by na koniec utknąć na dobre przy stanowisku z kaczkami i pawiami :) Te ostatnie ledwie uniknęły utraty piór z ogona, dobrze, że Wielka Mama patrzy :D Spacer był jak widać bardzo udany!

Trzy dni temu nastąpiło kolejne przemeblowanie w pokoju Helenki. Decyzja została podjęta błyskawicznie po tym, jak po 10 sekundowym pobycie w kuchni wróciłam do pokoju, do córci i zastałam ją stojącą na komodzie. Nie muszę chyba dodawać, że w jednej chwili moja fryzura stanęła dęba? Droga na komodę okazała się prosta: z wiklinowego kosza na fotel, z fotela na stoliczek, ze stoliczka na komodę... Po przestawieniu mebli ten wariant jest już niemożliwy, ale aż boję się pomyśleć jaki inny Helenka będzie w stanie wykombinować. Czyżby mściło się na mnie to, że w ciąży chodziłam na szczudłach?! ;)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

To genetyczne skłonności ,w dzieciństwie uwiewlbiałaś byc na wysokościach,córcia robi to samo:)Widocznie z góry świat jest jeszcze ciekawszy:)

Monika Badowska pisze...

Wyobraziłam sobie miny pawi, które nie tracąc nic ze swojego dostojeństwa usiłują umknąc przed Heleną;)))