wtorek, 22 czerwca 2010

O Kucharzu i króliczkach, czyli - wspomnienia znad morza.

Wczoraj, kiedy odbierałam Helenkę z przedszkola "ciocia" powiedziała mi, że Helenka opowiadała jej o wyjeździe - że był Pan Kucharz i że Helenka karmiła króliki.

No więc to są jej wspomnienia znad morza... Kucharz, przez którego spać nie chciała w swoim łóżeczku, bo bała się, że ją zje (a my, głuptasy, z takim entuzjazmem pokazywaliśmy jej w restauracji kucharza z wielką czapą i opowiadaliśmy, że to on gotuje dla niej zupki!). Za to króliki to wspomnienie cud-miód! Słodkie, mięciutkie i pachnące świeżo zerwanym mleczem :) Dzień przed wyjazdem na trawniku przy pensjonacie, w którym zawsze mieszkamy pojawił się domek z dwoma królikami. Jak można się domyślić, spędziłyśmy przy nim niemal sto procent czasu, jaki nam pozostał do wyjazdu. A przy okazji ogołociłyśmy pobliskie trawniki z całego zapasu mleczu i koniczyny :D

Wróciliśmy, szybko i sprawnie, bo Helenka prawie całą drogę przespała! W domu Mount Everest rzeczy do prania i warszawskie szybkie tempo.

3 komentarze:

Monika Badowska pisze...

Chcemy zdjęć, chcemy zdjęć;P

dsmiatek pisze...

Dawno temu w czasie wakacji w Muszynie chodziliśmy podziwiać wolno biegające królicze stadko z małą Bunią. Teraz już nie ma króliczków. A szkoda, bo widok fajny.

-Longina- pisze...

Całkiem jak wspomnienia z wakacji na wsi. Słodka księżniczka. Dołączam się do apelu: Chcemy zdjęć!!!! buziaki :)