niedziela, 21 lutego 2010

O długo wyczekiwanym przedwiośniu.







Nareszcie od czasu do czasu pojawia się słońce (jak dziś!). Nawet Wielką Wszędobylską Wodę powitałam z radością, bo jak jest woda, to znaczy, że śnieg topnieje, a jak śnieg topnieje to jest nadzieja na KONIEC ZIMY. Bo przyznam Wam się szczerze, że zimy mam już dość! Z nadzieją i tęsknotą czekam na wiosnę. Jestem ostatnio nie do życia, brak mi energii, humoru, wszystko mnie zniechęca - nie lubię takiej siebie. Wczoraj po dłuuuuuuuuuuugiej przerwie wyszłam na godzinne bieganie, myślę, że regularne wyjścia na jogging dadzą mi potrzebnego "kopa", żeby jakoś dociągnąć do wiosny. I tak muszę biegać, bo postanowiłam w wystartować w Półmaratonie Warszawskim, który odbędzie się w ostatni weekend marca. O szczegółach tego szaleństwa następnym razem ;)

"Leczę" się z tej przedwiosennej chandry m.in. napojem imbirowym (kilka plasterków świeżego imbiru zalać wrzątkiem w kubku i przykryć, po kilku minutach dodać sok z cytryny i troszkę miodu), jakoś tak mi się cieplej po nim robi.

A Helenka spędziła cudowne dwa tygodnie pod skrzydłami babci Madzi. Śpiewały, uczyły się wierszyków, spacerowały do i z przedszkola, bawiły się, gotowały - jednym słowem esencja babcino-wnuczkowego szczęścia. Z każdym dniem słownik Helenki się poszerza, pogrubia i powiększa, rośnie nam prawdziwa gaduła.

Wśród ulubionych zabaw królują obecnie budowanie zagrody dla kozy (wraz z przylegającą do niej działką Babci Madzi), oraz wypożyczalnia książek (zdjęcia powyżej).

Oby do wiosny (i niech nie sprawdzą się te obrzydliwe prognozy o śniegu nawet w marcu).

P.S. Wszystkich moich przyjaciół czekających na maile ode mnie przepraszam! Zbieram się i zbieram, ale zebrać się nie mogę. Ale obiecuję, doczekacie się :) W końcu :)

Brak komentarzy: