Jakoś ostatnio mamy pecha do tego miejsca. Nie wiem dlaczego, ale Helence w Kabatach coś nie odpowiada. Biegamy z naszym ekstra "bejbidżogerem" - Helenka marudzi. Spacerujemy - nie chce siedzieć w wózku, wygina się i płacze... Dziś znów to samo. W połowie spaceru zaczęło się marudzenie. W końcu stwierdziłam, że poniosę ją w mei taju (przy okazji chwalę się, że tak piękny mei taj uszyła własnoręcznie moja mama!)...
...po dziesięciu minutach córcia zaczęła się prężyć i wyraźnie dawać znaki, że ona już nie chce. Wyjęłam ją i chwilę niosłam na rękach. Potem Helenka stwierdziła, że koniecznie musi pchać wózek będąc na naszych rękach (nieważne - moich czy S.). Jak to wygodne i nieskomplikowane można sobie tylko wyobrazić... Kiedy wreszcie powiedzieliśmy "dosyć" córcia włączyła syrenę alarmową i wyła tak, że pewnie do teraz jeszcze wracają wypłoszone zwierzęta ;) Dalej nieśliśmy ją na rękach, bo do wózka nie dała się włożyć. W końcu się udało ją posadzić, ale była na nas strasznie obrażona:
Hmmm... O co chodziło nie wiemy. Pieluszka czysta, ciepło, przyjemnie. Może po prostu - gorszy dzień? Dobrze, że Łazienki lubimy obydwie :)
3 komentarze:
Iza, gdzie ty masz buty na drugim zdjęciu??? A co do Helenki, to może po prostu woli miejskie klimaty? :)Jak ją znam, spacer wzdłuż arterii w godzinach szczytu powinien ukoić jej zszargane nerwy :)Strasznie tęsknimy za Wami, a za Kluską w szczególności. Uściski!
Iza macierzyństwo bardzo Ci służy- wyglądasz cudnie!!! Monika
Kry - buty mam, tylko w jesiennym kolorze musztardowym i dlatego nie widać :) Uśmiałam się strasznie, bo rzeczywiście na zdjęciu wygląda jakbym była boso :D
Monika - dziękuję za komplement. Trudno mi jest się jednak domyślić którą ze znanych mi Monik jesteś :) Czy możesz napisać choć inicjał swojego nazwiska? :)
Prześlij komentarz