środa, 30 czerwca 2010

O moim ulubionym pytaniu.

Zadawane przez Helenkę co najmniej kilka razy w ciągu dnia. Skierowane do mnie lub do S. Wypowiedziane najmilszym głosem na świecie. Pytanie nie wiadomo skąd (bo nie mam pojęcia kto ją tego nauczył).

"Wiesz, że Cię lubię?"

wtorek, 29 czerwca 2010

O tym, że cuda się zdarzają.

MIŚ SIĘ ODNALAZŁ!!!!

Wczoraj po południu odebrałam telefon od dziewczynki z bloku, w którym mieszka Tymek. Że znalazła misia, że przeczytała ogłoszenie, że chciałaby misia oddać i dlatego dzwoni! I wczoraj wieczorem przyniosła go do cioci A., mamy Tymka!

A dziś Miś siedzi już sobie bezpiecznie w mojej torebce. Ciekawa jestem co powie Helenka na jego widok :)

Ale miły dzień!

niedziela, 27 czerwca 2010

O Helenie Wielkiej Podróżniczce.

Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu z Georgem Clooneyem "W chmurach", to zobaczcie koniecznie! Kiedy patrzę na zdjęcia poniżej, od razu przypominają mi się sceny z tego filmu.

Helena uwielbia ciągnąć swoją walizkę :)

Do zobaczenia gdzieś w podróży ;)









sobota, 26 czerwca 2010

O pewnej gruszce...



Jak widać powyżej, Helena Wielkim Przedszkolakiem Jest :) Dostała wczoraj pamiątkowy dyplom z okazji zakończenia edukacji w Zielonym Domku, a jej teczka z pracami plastycznymi wykonanymi w ciągu roku pęka w szwach :) Pewnie za jakiś czas porobię zdjęcia co zacniejszym dziełom sztuki i tu zaprezentuję.

Niestety, z powodu aury nie mogliśmy świętować na zewnątrz, ale letnie przebrania dzieci były tak radosne, że nikt nie miał prawa narzekać.

Helenka w roli gruszki wciąż przyprawia mnie o wybuchy śmiechu :)



Oczywiście po rozrywkach dla rodziców typu piosenki i wierszyki (cudowne wykonanie, owacje na stojąco), były też przyjemności dla dzieci - jak widać powyżej. Helena, która słodyczy w domu nie dostaje wcale, oczywiście próbowała nadrobić zaległości w cukrze...

Całe "stado" gruszek. Urocze :D



I nawet układ taneczny był!





Zakończenie roku za nami, ale my się sentymentom nie dajemy i w poniedziałek... wędrujemy jak zwykle do przedszkola :D :D :D Lato w mieście się rozpoczyna z naszym udziałem :)

A już jutro - zdjęcia Heleny Wielkiej Podróżniczki!

piątek, 25 czerwca 2010

O welkim kryzysie...misiowym.


Wczoraj Helenka zgubiła misia. Małego, brązowego misia z chusteczką pod szyją. Dostała go w prezencie od babci Jadzi, a należał kiedyś do cioci Krysi. Najgorsze, że był to jej UKOCHANY miś :(

Szłyśmy w odwiedziny do Tymka, Helenka niosła misia w rączce, widziałam, że go ma jeszcze na chodniku pod blokiem. Potem wsiadłyśmy do windy i przy wysiadaniu zapytałam - gdzie masz misia??? Okazało się, że nie ma :( Helenka została z ciocią i Tymkiem, a ja natychmiast zjechałam na dół. Ale niestety misia już nie było :(((

Za każdym razem kiedy przypomina sobie o wielkiej zgubie, zaczyna płakać. Przyniosłam jej misie ze sklepu, ale oczywiście ona chce TAMTEGO!!!

Mam zamiar oplakatować osiedle, może ktoś się zlituje i misia odda.

A dziś, w przedszkolu, zakończenie roku...

wtorek, 22 czerwca 2010

O Kucharzu i króliczkach, czyli - wspomnienia znad morza.

Wczoraj, kiedy odbierałam Helenkę z przedszkola "ciocia" powiedziała mi, że Helenka opowiadała jej o wyjeździe - że był Pan Kucharz i że Helenka karmiła króliki.

No więc to są jej wspomnienia znad morza... Kucharz, przez którego spać nie chciała w swoim łóżeczku, bo bała się, że ją zje (a my, głuptasy, z takim entuzjazmem pokazywaliśmy jej w restauracji kucharza z wielką czapą i opowiadaliśmy, że to on gotuje dla niej zupki!). Za to króliki to wspomnienie cud-miód! Słodkie, mięciutkie i pachnące świeżo zerwanym mleczem :) Dzień przed wyjazdem na trawniku przy pensjonacie, w którym zawsze mieszkamy pojawił się domek z dwoma królikami. Jak można się domyślić, spędziłyśmy przy nim niemal sto procent czasu, jaki nam pozostał do wyjazdu. A przy okazji ogołociłyśmy pobliskie trawniki z całego zapasu mleczu i koniczyny :D

Wróciliśmy, szybko i sprawnie, bo Helenka prawie całą drogę przespała! W domu Mount Everest rzeczy do prania i warszawskie szybkie tempo.

sobota, 19 czerwca 2010

O naszym Półwyspie.



Niedawno uświadomiłam sobie, że to już osiem lat, jak jeździmy z S. na Hel!!! Z Helenką pierwszy raz byliśmy w maju 2008 roku, kiedy miała sześć miesięcy, to właśnie tu pierwszy raz samodzielnie usiadła!

Półwysep mamy oswojony, wiele miejsc jest "naszych" i ulubionych: fokarium w Helu, kawiarnia na najwyższym piętrze hotelu Velaves we Władysławowie (piękna panorama i widok na morze!), plaża w Jastarni... Szczególnie teraz, przed sezonem, kiedy jeszcze nie ma tłoku i hałasu, jest tu miło (większość turystów to ludzie z malutkimi dziećmi). Lubię tu być i przez dwa tygodnie nigdzie się nie spieszyć.

Jutro wracamy do Warszawy...

A Helenka też uwielbia zabawy na plaży, codzienne odwiedziny u Świnki i nasłuchiwanie czy przypadkiem nie jedzie pociąg.



Powyżej Helenka na placu zabaw w Cetniewie (Władysławowo). Najpierw idziemy na trybuny basenu i patrzymy na pływających (Helena wody się boi i odmawia kąpieli), potem obowiązkowo odwiedzamy powyższy plac zabaw.



W Juracie, ze stryjem Radkiem.



Powyżej: w bardzo miłej i klimatycznej kawiarni (naprzeciwko cmentarza w Jastarni, tuż obok torów). Cała kawiarnia umeblowana jest starociami, dużo zabawek w kąciku dla dzieci, prorodzinna atmosfera (w łazience nocnik i nakładka na sedes) i dobra kawa!





Jako że nigdzie nie znalazłyśmy racuchów z jabłkami, a Helenka miała na nie wielką ochotę, razem z babcią zaczęła produkcję.



Stały punkt programu - świnka.









A ja - po dwóch tygodniach, kiedy czasu na myślenie miałam aż nadto, czuję, że potrzebuję ZMIAN. Trzymajcie kciuki.

sobota, 12 czerwca 2010

Zdjęcia. I już :)









czwartek, 10 czerwca 2010

O tym, że to po prostu blogspot zwariował :)


Już jesteśmy, blog przywróciłam od życia, choć oczywiście wcale go nie kasowałam, to po prostu blogspot zwariował. A ja, jako, że miałam ochotę zrobić sobie komputerowo-internetowy detoks, od soboty nie włączałam komputera.

Dziękuję Wam za maile i smsy z pytaniami "co się stało z blogiem???"- świadczące o tym, że chcecie do nas zaglądać i że myślicie o nas. Jak widać i z szaleństwa serwisu blogowego może wykiełkować coś miłego :)

A my... och! WYPOCZYWAMY! Bawimy się, czytamy, rozmawiamy, spacerujemy - i wtedy jest nam dobrze. Ale też ciągle walczymy z nasilonym buntem dwulatka(-i), z próbą wymuszania wszystkiego płaczem, krzykiem, biciem (mnie przez Helenkę, nigdy odwrotnie) - i wtedy jest nam źle. Na szczęście mam chwile tylko dla siebie, codziennie robię swoje 10 kilometrów biegu i z każdym krokiem odzyskuję równowagę i spokój. Staram się kładąc się wieczorem do łóżka puszczać w niepamięć to, co było nerwowe i złe, a pielęgnować, to co miłe i dobre. Bycie mamą dwuipółletniej Helenki, obdarzonej uporem i silnym charakterem prawdziwego wojownika ;) nie zawsze jest łatwe. Ale w końcu - kto obiecywał, że będzie łatwo???????

A ona? Namiętnie puszcza bańki mydlane, buduje setki babek z piasku, zajada się pomidorową z makaronem, coraz lepiej jeździ na rowerze, huśta się pod samo niebo na huśtawce i mówi, mówi, mówi :)

Uwielbiam tu przyjeżdżać, spacerować po znanych trasach, słuchać jak szumi morze i biegać po prawie pustej plaży. A dzięki Helence wciąż odrywam na nowo zapomniane uroki dzieciństwa - bieganie za bańkami mydlanymi, szalony mecz w piłkę plażową, śmiech z byle powodu, oglądanie przejeżdżającego pociągu i dziwienie się WSZYSTKIEMU.

Zdjęcia mamy, może pojawią się jutro?

Patrzę teraz na nią kiedy spokojnie śpi i zaklinam los, żebym umiała być dla niej taką mamą, jakiej potrzebuje.

piątek, 4 czerwca 2010

O tym, że już za kilka dni...

Już w poniedziałek wyjeżdżamy całą trójką na wytęskniony, wyczekany i wymarzony URLOP! Jak zwykle jedziemy do Jastarni ;) Na babkorobienie, deskopływanie, nadmorzembieganie i upajanie się - sobą nawzajem!

Jak zwykle mam blogowe zaległości! Zdjęcia zmagazynowane w domowym komputerze nie mają jakoś okazji ujrzeć światła dziennego (czyt. blogowego), ale mam nadzieję, ze jeszcze przed wyjazdem uda mi się z tym uporać.

Z okazji Dnia Dziecka Helenka została obdarowana świetną układanką z GRANNY, nazywa się LOTTO i chodzi w niej o dopasowywanie fragmentów obrazka do jego powiększenia. Helenka pokochała ją od razu, więc układamy ją jakieś sto razy dziennie. Chciałam, to mam :D Prezenty w tym roku były udane, bo podarowane jej piękna, rzeźbiona, zrobiona z surowego drewna kołyska dla lalek, jest ciągle oblegana. Lalki są usypiane, kołysane, a na noc przenoszone razem z kołyską na komodę koło łóżeczka H.

Te przedwyjazdowe dni to nasze rodzinne święto Taty i Córki, bo oni są razem, a ja - w pracy.