wtorek, 25 maja 2010

O matce i córce - czyli emocje sięgają zenitu.

Jutro w przedszkolu Helenki impreza z okazji Dnia Mamy. Córcia pilnie ćwiczy wierszyk i inne elementy występów, ja przygotowuję wielki zapas chusteczek. Już prawie jesteśmy gotowe.

Codziennie słyszę od niej szeptane mi wieczorem na ucho: jeśteś najśłodsią mamom na świecie (efekt czytania "Ja też chcę mieć rodzeństwo" A.Lingren, kto czytał, ten wie).

Ale zdarza się i tak: któregoś dnia spędziłam całe wieki stając pod szafą i oczywiście dochodząc do wniosku, że nie mam co na siebie włożyć. Inagle "bingo!". Wybrałam fajny zestaw, założyłam na siebie i rozpromieniona staję przed Helenką pytając: "I jak, dobrze wyglądam???". Ona patrzy na mnie w ciszy, patrzy i patrzy, po czym mówi przeciągle: "NIEEE" :D

Kochane mamy, wszystkiego NAJ na Dzień Matki!!!

wtorek, 18 maja 2010

O tym, że jej świat jest coraz większy.











W sobotę Helenka razem z ciocią Moniką wybrały się na Targi Książki. Wbrew moim obawom świetnie dały sobie radę!!! Uff... I w dodatku dobrze się bawiły (na pewno Helenka ;). Co dokładnie się działo nie wiem, bo w tym czasie byłam w pracy, ale atrakcji było mnóstwo! Prezentów też - Helenka zakochała się w otrzymanej książeczce o Martynce, co wieczór ją czytamy, a w ciągu dnia ona "czyta" ją swoim zabawkom.

Niemalże każdego dnia zauważam jak JEJ świat, w którym mnie nie ma się poszerza. Ma SWOJE koleżanki i SWOICH kolegów, których ja często nie znam. Uczy się nowych rzeczy, dowiaduje, poznaje - beze mnie. Z jednej strony drżę, bo tak ciężko jest pozwolić pisklęciu uczyć się fruwać, ale z drugiej - cieszę się! Że jest odważna, uśmiechnięta, ciekawa świata i ma SWOJE dziecięce życie. Dla mnie i tak zawsze będzie moja małą córeczką.

niedziela, 16 maja 2010

O wielkim wzruszeniu.

Jedziemy do Centrum na przejażdżkę "aptodusem i tajmwajem". Helenka mówi: "Mamusiu, siuchaj mnie, źnam wiejsik". Myślałam, że powie mi swoją ulubioną "Kłamczuchę", którą deklamuje tak, że zawsze duszę się ze śmiechu. Ale nie, ona bierze wielki, dziecięcy wdech i...

"Moja-mama-jeśt-jak-wiośna-taka-pienka-ijadośna-kocha-mnie-i-o-tim-wiem-mamo-i-ja-kocham-cię."

Posiadanie dwuipółletniej córeczki - bezcenne!

P.S. Następnym razem relacja z pobytu Heleny na Warszawskich Targach Książki.

niedziela, 9 maja 2010

O tym, że to nie był kuc!

"I to nie był kuc!" - oznajmia Helenka wszystkim, którzy chcą i nie chcą słuchać. Ma rację, to NIE był kuc, tylko prawdziwy, duży koń. Ale zacznijmy od początku...

W piątek po południu wybrałyśmy się na festyn do jednej z pobliskich podstawówek. Atrakcji było co nie miara. Jedną z nich były przejażdżki na koniach. Panie z niedalekiej stadniny przyprowadziły ze sobą dwie białe klacze, na których obwoziły dzieciaki ze szkoły. Helena od razu, jak tylko zobaczyła konia, zapragnęła go dosiąść. Odczekała swoje w kolejce (okazało się, że UMIE czekać i być cierpliwa!), po czym dosiadła rączego rumaka ;) Wsadziłam ją do siodła, złapała się i pojechała (szłam obok niej, jednak tchórz ze mnie). BARDZO JEJ SIĘ PODOBAŁO!!! Tak bardzo, że po obejrzeniu wszystkich innych festynowych atrakcji, zjedzeniu pysznych wypieków mam dzieci ze szkoły, znów wróciłyśmy do koni. I znów odbył się triumfalny przejazd :) Zdjęć oczywiście brak, aparatu nie miałam, gapa ze mnie. Helenka szczęśliwa, wcale nie przestraszona, mimo, że nieźle trzęsło :)

Ale jakby nie było pierwszą przejażdżkę wierzchem mamy za sobą :)

czwartek, 6 maja 2010

O tym, co robiłyśmy 2 maja o 7.30.

Wyrównaj z obu stron


2 maja o godzinie 7.30 OCZYWIŚCIE jeździłyśmy na hulajnodze ;))) Helena rannym ptaszkiem jest (codzienna pobudka o 6.30 to norma), więc dlaczego by nie zażyć trochę aktywności? Co prawda siąpił deszczyk, ale że i tak musiałyśmy jechać nakarmić kota mojej koleżanki, to z hulajnogą czy bez - co za różnica? :)

A potem poszłyśmy pojeździć na... łyżwach (tak, tak, Helenka też jeździła!), ale to już zupełnie inna historia...

sobota, 1 maja 2010

O nieograniczonej wyobraźni i małej podkówce.






Ciocia Mo nie bez racji zwróciła mi ostatnio uwagę, że nie pokazuję Helenki. Mea culpa, przyznaję.

No to dziś kilka fotek z wczorajszego popołudnia na placu zabaw. Strój bardzo niedbały, wszak na placu zabaw należy się tarzać po ziemi, więc nic lepszego nie wchodzi w grę.

Wcale Was wzrok nie myli, Helenka dzierży w dłoni myszkę od swojego "laptopa". Hmmm. I po prostu muszę to napisać - UDAJE ŻE TA MYSZKA JEST JEJ PIESKIEM ;) No cóż, mam nadzieję, że nie powinnam się jeszcze martwić?





Ostatnio Helena uświadomiła mi jak bardzo muszę uważać na to co mówię. Śpiewałam jej piosenkę "Raz dobosz zuch.." i w pewnym miejscu jest tam wers, który brzmi tak: "królewna gdy dobosza zobaczyła, to serce mu od razu swe rzuciła". Helenka jak to usłyszała mówi do mnie: "Mamusiu, dlacego selce wyzuciła?", buzia w podkówkę i zaczyna płakać. Musiałam jej dokładanie wytłumaczyć co i dlaczego, i że wcale nie "wyrzuciła" tylko "rzuciła" i że to dobrze a nie źle. Ufff, spociłam się z wysiłku. Ale jak życie pokazuje, człowiek wcale nie uczy się na swoich błędach. Idziemy wczoraj na plac zabaw, mija nas pan z pieskiem, który kuleje na przednią łapkę. Helenka pyta: "a cemu ten piesek tak skace?", a ja na to: "zobacz, bo ma chorą łapkę i nie może na nią stawać". No i znów: podkówka, łzy i pytanie: "a cemu ma cholą nuskęęęę???". Po prostu miałąm ochotę pacnąć się w czoło. A już zupełnie samą siebie przeszłam czytając Helence książkę "Żegnaj Panie Muffinie", o starej śwince morskiej, która pewnego dnia czuje się gorzej, kładzie się więc do łóżka i umiera. Nie wiedziałam, że Helenka aż tak to odbierze - płakała wielkimi łzami i wciąż pytała "dlaczeeeeeeeegoooo pana mufifa boli bzuseeeeeeeeeeekkkk". Głupia, głupia matko! UWAŻAJ CO MÓWISZ!

Miłego weekendu :) Oby ten dzisiejszy deszcz gdzieś sobie poszedł!