piątek, 27 listopada 2009

O Zosi-Samosi, Księżniczce Na Brązowym Rumaku i Wilhelminie Zdobywcy - w jednym.





Doświadczenia przedszkolne sprawiły, że Helenka stała się bardzo samodzielna. Nie ma mowy, żeby ją karmić, chce "siama". Powyżej zdjęcia z wczoraj. "Siama" je zupę, oczywiście dorosłą łyżką, inna nie wchodzi w grę :) Widok bezcenny :)

A poniżej Helena galopująca dziś rano w nieznanym kierunku, na swoim rumaku (prezent od Karoliny). Nie wiem, czy IKEA nadal robi te zabawki, bo rumak ma kilka lat, ale Helenka go ubóstwia. Na początku bawiła się nim bez przerwy, teraz już trochę rzadziej, ale i tak to świetna zabawka. Mimo (lub dzięki) swojej prostoty :) Helenka w roli Księżniczki Na Brązowym rumaku:





Kompletuję wyposażenie sklepu i kilka dni temu przywieziono mi do domu przewijak (będzie stał w sklepowej łazience, dla mam odwiedzających sklep). Helenka oczywiście zdobyła go najszybciej jak się dało, wołając mnie, żebym zobaczyła, gdzie udało jej się wejść :) Mina Zdobywcy:



wtorek, 24 listopada 2009

O tym, że rozwiązał się jej język.

Och, ile mamy już słów w naszym słowniku! Jest i "koootet" (kotek) i "pes" (pies)! I "cipć" (pić) i "jeś" (jeść lub jest). I całą masę innych! Moje ulubione jest "plosie" (proszę). Chyba zacznę zapisywać te słowa na gorąco, bo tyle ich każdego dnia, że nie sposób spamiętać!

Codziennie Helenka bierze drewniany klocek i dzwoni. Najpierw do cioci Edytki (pani z przedszkola): "Cieś, ciocia Editit, Jeja domtu. Juju jeś, mama jeś, tata niema. Jeja am, am, nie hrrrr" (cześć ciociu Edytko. Jestem w domku. Lulu jest, mama jest, taty nie ma. Zjadłam, nie chcę spać). Potem do babci na Mazury: "Cieś baba. Jeja am, am. Niema to-to-to. Jeja cie ciacia" (cześć babciu. Zjadłam. Nie mam kogutków. Helenka chce ciasto). Dzwoni też do taty, do Tymka, czasem do mnie. Uwielbiam jej słuchać.

Czasem opowiada mi treść książeczek. Ulubiona bajka to ta o "miau, miau, mama nie ma" (o kotku, który zgubił swoją mamę).

Każdego dnia nowy, genialny neologizm. Słowotwórstwo u podstaw :)

niedziela, 22 listopada 2009

O tym, że przed nami kolejny etap.



W związku z tym, że w końcu udało mi się założyć własną firmę (o tym za chwilę), Helenka od pierwszego grudnia pójdzie na cały dzień do przedszkola. Na samą myśl o tym żołądek skręca mi się ze stresu. Jak znam życie, to Helenka zniesie to o wiele lepiej niż ja, ale i tak się stresuję.

"Ciocia Editit" od jakiegoś czasu opowiada już Helence o tym, że będzie zostawać dłużej, pokazuje jej gdzie śpią dzieci. W poniedziałek niesiemy już całą wyprawkę niezbędną do drzemki...

Kilka dni temu znalazłam dla Helenki śliczny plecaczek w SH. Miękki, z tygryskiem - oczywiście Helenka nosi go też po domu. Dziś na spacer chciała zabrać "dziesięć" (bo dla niej wszystko jest dziesięć) talerzyków i filiżanek do plecaczka plus lejek. Jakoś udało się ją namówić, żeby tego nie brała :D





Kiedy patrzę na zdjęcie poniżej, od razu myślę o wierszu "Entliczek-pentliczek", a dokładnie mówiąc wersach:

"w jabłuszku robaczek,
a na tym robaczku czerwony kubraczek" (czy zielony???)



Ostatnio Helenka przyniosła z przedszkola dwa wielkie dzieła sztuki. Już widzę, jak w przyszłości będą się o nią zabijać wszystkie galerie :D

Owca roku:



Najbardziej koci kot:



A teraz trochę o mnie :)

Firma już zarejestrowana! Czekam teraz na klucze od lokalu i zaczynam mały remoncik. Mam nadzieję, że na początku grudnia zacznie działać. Mój sklep - GALERIA MIŚ. Już niedługo więcej szczegółów i link do strony! Trzymajcie kciuki!

niedziela, 15 listopada 2009

O pożegnaniu z "dzidziusiowym" łóżeczkiem.

Robię się sentymentalna! Nawet rozkręcanie szczebelkowego łóżeczka mnie rozczula! Kilka dni temu doszłam do wniosku, że czas na małe przemeblowanie i w związku z tym, dziś pożegnaliśmy niemowlęce łóżeczko Helenki. Ona bez żalu (jak mi się wydaje), ja z nostalgią :D Tyle nocy za nami!!! :D Nowe łóżko Helenki przywędrowało z jej pokoju do naszej (wspólnej) sypialni, bo nadal nie jestem gotowa na jej wyprowadzkę do drugiego pokoju. Kiedyś już to testowałam - nie spałam przez pół nocy, sprawdzając co chwilę, czy mnie nie woła, czy się nie rozkopała, czy nie śni jej się coś złego. Zbyt wyczerpujące to dla mnie (na razie!). Wolę ją mieć blisko, pod ręką. Pachnącą, zaspaną i cieplutką.

Helenka z przemeblowania była bardzo szczęśliwa. Całe popołudnie dopytywała się, czy idziemy już spać :D Oczywiście kiedy nadeszła pora na sen, wolała się bawić, chichotać i śpiewać wesołe piosenki :D W końcu jakoś się udało i zasnęła!

Dobrej nocy wszystkim.

czwartek, 12 listopada 2009

O pewnym kłębku, czyli wpis urodzinowy.

Nie wiem czy też tak macie, ale ja, równocześnie z pojawieniem się Heleny na tym świecie, dostałam również pewien kłębek (pojawił się w moim sercu). Długo nie zdawałam sobie sprawy, że tam jest - dopóki byłyśmy z Helenką non stop razem. Ale odkąd Helenka spędza czas beze mnie (wychodząc gdzieś z S., będąc w przedszkolu, czy zostając u moich rodziców - jak ostatnio), czuję go bardzo wyraźnie. Jak działa taki kłębek??? Otóż, kiedy tylko rozstaję się z nią, z mojego serca rozwija się niewidzialna nić, której koniec przyczepiony jest do Helenki. Na przykład dziś: żegnam się z nią rano w przedszkolu, wychodzę, zamykam za sobą drzwi i biegnę na przystanek, żeby jechać na drugi koniec miasta. A za mną ciągnie się ta nitka, która powoduję, że ciągle mam Helenkę w swojej głowie, nawet kiedy nie myślę konkretnie o niej, to jej obraz wciąż jest tuż pod innymi sprawami. A kiedy wyjeżdżałam tu, do Warszawy, to ta nitka była tak długa, że oplotła całą mnie. I wciąż zastanawiałam się co robi, czy nie płacze, czy dobrze się bawi, czy nie tęskni. Bez przerwy. Niesamowity jest ten matczyny kłębek.

Wszystkiego najlepszego, córeczko!

środa, 11 listopada 2009

O rozpoczętych już obchodach drugich urodzin i powrocie do domu.

Wiem, wiem – znów strasznie długo nie pisałam. A tyle się działo!!!

Na Mazury wróciłam razem z S. w piątek, Helenka powitała mnie gorącym uściskiem i… prawie półgodzinnym płaczem przy zasypianiu na drzemkę. Nie zniosła tego rozstania najlepiej – płakała, że chce do „domtu”, do Lulu (czyli naszej kotki), chyba bała się, że kiedy zaśnie, ja znów pojadę bez niej. A kiedy S. pakował nasze rzeczy do samochodu, w niedzielę, przed powrotem do domu, Helenka wpadła w histerię i nie mogłam jej uspokoić. Myślałam, że znów jedziemy, a ona nie :(

Ale poza tym pobyt u dziadków był pełen radości, śmiechu i zabawy. W sobotę rozpoczęły się huczne obchody drugich urodzin Helenki, imprezą u dziadków, na którą przyjechała „ciocia Monia”. Babcia upiekła pyszny tort i uplotła śliczny wianek dla jubilatki:








Prezenty wprawiły Helenkę w euforię :D Na kuchni do zabawy wciąż przygotowuje dla wszystkich „kawę” i „ciasto” :D Dostała stos nowych książeczek od cioci i pokochała jedną z nich tak, że teraz czytamy ją bez przerwy. A gwoździem programu została trampolina (vel batut):





Przerwa na uzupełnienie płynów:



Helenka nie chciała za nic w świecie iść wieczorem spać. Stwierdziła, że jeśli już na prawdę koniecznie musi, to będzie spała o tak:



Poniżej zdjęcia z naszego spaceru nad jezioro. Pusto i cicho:







Odwiedziny u starej znajomej z wakacji:







A już jutro o 10.00 Helenka skończy 2 lata :) Będzie je świętować najpierw w przedszkolu (razem z ukochaną Zuzią - pozdrawiamy!), a po południu zapraszamy do nas babcię i wujka R.

środa, 4 listopada 2009

O tym, że 275 kilometrów to dla mnie za dużo.

Dziś o 5.20 wyruszyłam autobusem do Warszawy, a Helenka została z moimi rodzicami. Zapytała rano gdzie jestem i mama powiedziała jej, że wrócę :) Wrócimy razem z S. w piątek - ale i tak dla mnie to duże przeżycie. Tyle dni bez niej, w domu - jej puste łóżeczko, zabawki, pokoik. Smutno i tęskno mi bez niej. Wciąż myślę o tym, co robi, czy nie płacze, czy nie jest zagubiona z tą myślą, że nagle zniknęłam. Niech już będzie ten piątek :)