sobota, 31 października 2009

O wielkiej stracie.

Wczoraj po godzinie 17, w wieku 81 lat, zasnął na zawsze ukochany "dziadek Tadek"- tata S. Dla Helenki zawsze był ciepłym, serdecznym i drogim dziadkiem. Nawet kiedy nie czuł się najlepiej, to wciąż chciał ją widywać, wciąż pytał o nią i cieszył się z każdych jej odwiedzin. Takim go właśnie zapamiętamy.

piątek, 30 października 2009

O bardzo wzruszającej nowinie.

Wybrałyśmy się dziś na spacer nad jezioro. Wszędzie pusto, cicho i spokojnie. Nad jeziorem (nie licząc kaczek) - nikogo. Pobiegałyśmy po pomoście (ja z duszą na ramieniu), pooglądałyśmy prześliczny krajobraz, wygrzałyśmy się na słońcu... A w drodze powrotnej odebrałam cudowną wiadomość od A. Ona i K., nasi przyjaciele - zostali właśnie rodzicami półrocznej Dziewczynki. Wymarzonej, wytęsknionej, wyczekanej. Aż się popłakałam kiedy A. mi to powiedziała :D Kochani! Bardzo się cieszymy, że w końcu się doczekaliście i z całych sił trzymamy kciuki! W takich chwilach po raz kolejny dziękuję losowi za Helenkę i uświadamiam sobie, że dziecko to prawdziwy CUD :)

poniedziałek, 26 października 2009

O szleństwach zegara biologicznego.

Od soboty jesteśmy na Mazurach. Jesień tu piękna, kolorowa, cicha i spokojna - jak zawsze :) Tylko zegar biologiczny Helenki oszalał. Wczoraj rano obudziła się o 6 (czasu zimowego), a w dzień nie dała się położyć. Na spacerze po południu zasnęła w wózku (ok.16) i po przyniesieniu do domu nie obudziła się, tylko spała dalej. Na szczęście moja mama jest rannym ptaszkiem, bo dziś Helenka wyspana i pełna energii rozpoczęła dzień o 3!!!! Mam nadzieję, że szybko uda mi się ją "wyregulować", bo inaczej czeka nas pobyt pełen wrażeń :D

U babci czekał na Helenkę piękny, kolorowy parasol. To nic, że nie pada. I tak z nim spacerujemy :)

piątek, 23 października 2009

O jeżu, czyli dziele rąk dziecięcych.

Chyba jeszcze nie prezentowałam tu żadnej z przyniesionych z przedszkola prac plastycznych Helenki, a trochę już tego było! Ale dziś, po prostu muszę Wam pokazać to wspaniałe dzieło. Proszę Państwa oto JEŻ:



Zrobiony dziś, prawie samodzielnie ("Sama to zrobiłaś?"-pytam. "Jeja i ciocia" - brzmi odpowiedź.) Helenka jest z niego strasznie dumna, nawet Lulu musiała zwrócić na niego uwagę, bo Helenka chciała się nim pochwalić wszystkim (a tłumów jakoś u nas brak).



Autorka i jej dzieło :)



A tu najwyższy wyraz czułości na twarzy (taki sam ma, kiedy np. tuli lalę):



Prawie idealnie...



A przy okazji można obejrzeć jej nową grzywkę :)

P.S. Helenka już spakowana, ja też dziś się spakuję i jutro - ruszamy na Mazury!!!

czwartek, 22 października 2009

O grzywce w wersji mini.









Powyżej zdjęcia z sobotniego rysowania Syrenki. Jak widać było kolorowo, miło i przyjemnie! Dorotce serdecznie dziękuję za zdjęcia.

Dziś, podczas wieczornej kąpieli złapałam za nożyczki i obcięłam przydługą już grzywkę Helenki. A że cięłam na mokro, to grzywka jest obecnie w wersji mini. Ultra mini :) Trochę jak moja, po wczorajszej wizycie u fryzjera. Dziś moja grzywka, jutro (może) Heleny. Jakaś taka zębata wyszłam, przepraszam Was drodzy czytelnicy. Podobno w naturze wyglądam lepiej ;)

środa, 21 października 2009

O tym, że się dzieje!

Czekałam i czekałam i myślałam, że się doczekam. Organizatorzy rysowania Syrenki w Kalimbie obiecali mi przesłać zdjęcia z imprezy, ale jakoś ich nie ma... Byłyśmy tam z Helenką i naszą najulubieńszą krakowianką Gertrusią (i jej mamą oczywiście), przy okazji ich odwiedzin w Warszawie. Zdjęcia z naszego spotkania możecie zobaczyć TU, na blogu Trusi, która jest najmądrzejszą dziewczynką w tym wieku jakiego znam! Pięknie mówi i jest bardzo bystra! Szkoda, że mieszkamy tak daleko od siebie, ale może dzięki temu w końcu odwiedzimy Kraków?

A w niedzielę, jak zwykle, spędziłyśmy miłe mamusiowo-córeczkowe przedpołudnie dokarmiając kaczki w Łazienkach i świetnie się bawiąc w Stu Pociechowej kawiarence.

Teraz z niecierpliwością czekamy już na najbliższą sobotę kiedy to pakujemy walizki i jedziemy na Mazury, do mojej mamy! Na całe dwa tygodnie!!!

Nie pisałam o tym, ale starałam się o dotację z urzędu pracy na założenie działalności gospodarczej. Niestety, mój wniosek został odrzucony, w związku z czym będę musiała sama postarać się środki na otwarcie firmy. Znalazłam idealny lokal niedaleko domu, więc jak tylko wrócę rejestruję firmę i biorę się do pracy!!! Szczegóły - już niedługo :))))

Nadal trwa nasza przedszkolna sielanka i wprost nie możemy uwierzyć z S. jaki skok rozwojowy poczyniła Helenka od kiedy tam chodzi. Do pieluszki nie załatwia się już wcale (nawet w nocy!), sama je, sama próbuje się ubierać, sprząta po sobie zabawki, umie sobie wymyślić zabawę... Zostałam wielką fanką tego typu rozwiązania - żeby zamiast niani posłać dziecko do przed-przedszkola. Bo my nasze przedszkole uwielbiamy!!!

czwartek, 15 października 2009

O tym, że szczęście leży czasem na ulicy i tylko trzeba się po nie schylić.

Wraz z nadejściem jesieni odkryłyśmy naszą nową ulubioną zabawę - z kasztanami w roli głównej. Oczywiście samo ich zbieranie jest miłe, ale dopiero to, do czego się ich używa, daje największą radość. Z przedszkola Helenka przyniosła ślicznego kasztanowego ludka z uśmiechniętą buzią i czapeczką z żołędzia, który zamieszkał na parapecie w kwiatowej doniczce. Jako, że zewsząd przyniosłyśmy całą masę kasztanów, możemy z nimi robić ciekawsze i bardziej monumentalne rzeczy. Posiedziałam, pomyślałam i EUREKA! - tak powstała nasza najnowsza hit zabawka: labirynt z kasztanów. Kształtuje zmysł równowagi, koncentrację i zwinność. Wystarczy popatrzeć poniżej :)

Do startu gotowi...



Labirynt w całej okazałości:



Jeszcze tyle trasy do pokonania!



W prawo czy w lewo?



W razie czego mama podpowie:



I nawet na jednej nodze można skakać!



Przednia zabawa, polecamy wszystkim!

O tu Helenka z moimi spinkami (fryzura w stylu tyranozaura):





I wczorajszy atak zimy widziany z naszych okien:







A SIO! :D :D:D

poniedziałek, 12 października 2009

O przedszkolnych chorobach.

W przedszkolu Helenki panuje wirus zapalenia spojówek, co ciekawe - chorują mamy, nie dzieci. Od dziś jestem jedną z nich. Wyglądam jak Rocky po walce i nie wychodzę z domu bez okularów przeciwsłonecznych (co zważywszy na deszczową aurę za oknem jest dosyć ekstrawaganckie). Rano nie mogłam otworzyć oka, tak było zapuchnięte i zasklepione. Do lekarza oczywiście nie udało mi się dostać :/ Może jutro... Oby tylko Helenka nie zachorowała! Ach, te uroki bycia mamą przedszkolaka :D

środa, 7 października 2009

O tym, że na okazywanie miłości zawsze jest czas i miejsce.





















W związku z jesienią i rozpoczętym sezonem grzewczym Lulu jak zwykle przesiaduje przy rurach w łazience. A że Helenka ma w okolicy swój nocniczek, to dziś się tam spotkały :) Pieszczotom, miziankom, uśmiechom i pomrukom zadowolenia nie było końca! Helenka umie już delikatnie głaskać kotka, więc Lulu odwdzięcza się jej mruczeniem.

Jesień ma też swoje dobre strony :)

wtorek, 6 października 2009

O tym, że wciąż mnie zaskakuje.

Dziś rano Helenka poszła do swojego pokoju i założyła spodnie i skarpetki - SAMA!!! I w domu (ani na spacerze) w ogóle nie siusia już w pieluszkę, nawet kiedy śpi (czasem jej się zdarzy wpadka w przedszkolu, w ferworze zabawy). I umie już nazwać tyle rzeczy, wie, gdzie trzeba iść, kiwa głową na dzień dobry i woła "paaaaa!!!" na pożegnanie. Sama się bawi, przynosi stos książek, kładzie się na łóżku i "cit" (jak to nazywa). Wie, że jej przedszkolna ciocia ma na imię "Editit". Sama je, siedząc na "dorosłym" krześle przy naszym stole. I w ogóle z każdym dniem coraz bardziej przypomina przedszkolaka, a coraz mniej dzidzię :) Jeszcze rok temu nie bardzo wiedziała o co chodzi w tym całym świecie, a dziś chodzi i zbiera kasztany (sapiąc przy tym niemiłosiernie, bo zbieranie kasztanów to przecież ciężka praca). Jednym słowem, jest już "duziiia".

poniedziałek, 5 października 2009

O tym, że dzięki Niej spełniają się moje marzenia.



Uwielbiam kreskówki na dużym ekranie i "teatrzyki" dla dzieci. Zawsze marzyłam, żeby chodzić do kina na wszystkie animowane nowości i regularnie odwiedzać teatry dziecięce. Spełniło się! W sobotę rano byłyśmy na naszym pierwszym wspólnym wyjściu do teatru!!! W ramach Festiwalu Korczak w teatrze Rampa portugalski zespół grał sztukę dla dzieci od 6 miesięcy do 2 lat. Razem z nami wybrał się Tymek i jego mama - można więc powiedzieć, że odbyła się podwójna randka :D

Przed spektaklem, we foyer czekała na nas myszka, która po prostu zachwyciła dzieci:







A tu już na sali, przed rozpoczęciem. Jak widać - humory dopisują:



Jak randka, to randka:



Taki uśmiech - wart wszystkich biletów świata:





Brawo na zachętę:



Pod samą sceną widać najlepiej:



Z emocji nie dało się wysiedzieć:



Już nie mogę się doczekać naszego pierwszego wyjścia do kina!